czwartek, 6 października 2011

Insider


Zaniedbałem ostatnio pisanie, co mnie trochę martwi i irytuje. Ostatecznie skrobnąć parę zdań dziennie to żadne halo. Ale mam usprawiedliwienie - ponad tydzień byłem chory. Zaraziłem się od Niny jakimś świństwem, które przytargała z przedszkola. Morda mi spuchła, kości bolały, zawaliło mi zatoki. Czułem się naprawdę podle. Najbardziej wkurzało mnie to, że nie mogłem pracować. Nie byłem w stanie się skupić, nie mówiąc o wykrzesaniu z siebie choć odrobiny kreatywności.

Na szczęście, powoli przechodzi. Niby jestem zdrowy, ale trudno mi wrócić do dawnego rytmu. Zmuszam się do pracy, nawet kiedy nie idzie, choć wiem, że to bezcelowe. Bardziej, żeby uspokoić sumienie i nie wypaść z wprawy.

Nowego materiału mam od cholery. Wydawało mi się, że tyle fajnych rzeczy zrobię, tymczasem nic, pustka. Coś tam kombinuję, wycinam, przygotowuję sobie tła, ale z poczuciem, że to jałowa robota. Dawno mi się taki stan nie przytrafił, cały czas mam nadzieję, że to przejdzie.

Jak by tego było mało, mam teraz istne spiętrzenie drobnych i drobniejszych spraw, które trzeba pozałatwiać, bo inaczej może być krucho. Parę drobiazgów przy samochodzie, przygotowania do wystawy w Kaliszu, domowe remonty. A tu jeszcze trzeba odpisywać na zagraniczne maile, czego nie znoszę, bo angielski znam średnio i zawsze odnoszę wrażenie, że wychodzę na jakiegoś przygłupa, który zdania poprawnie nie potrafi sklecić. Przed chwilą odpisałem Amerykance, która chce zrobić prezent chłopakowi i upatrzyła sobie jedno z moich zdjęć. Starałem się pisać jak najprościej, żeby a nuż nie popełnić jakiegoś durnego błędu, ale mimo wszystko stres pozostał. No nic, zobaczymy, może trochę kasy wpłynie zza oceanu.

Słucham sobie anglojęzycznej muzyki, ale z Wysp Brytyjskich. Kapela nazywa się Amplifier i naprawdę zasługuje na uwagę. Konkretne, rockowe granie, melodyjne, ale nie banalne. Niedawno dowiedziałem się, że Dream Theater zaprosił ich w charakterze gości (nie supportu!) na trasę, mają też zagrać w Polsce. Ta muzyczka ma w sobie jakiś dziwny magnetyzm, mogę jej słuchać na okrągło. Dziwiłem się, że to mało znana grupa - sam trafiłem na nią przypadkiem - ale już chyba wiem dlaczego. Widziałem ich teledysk. Żenada totalna. Amatorszczyzna, taniocha i banał. Aż dziw, że kolesie o takiej wyobraźni, którą słychać w muzyce, nie potrafią zadbać o wizualną stronę swojego zespołu. Czasem lepiej tylko słuchać, żałuję, że musiałem to oglądać.

Amplifier - Insider 2005 (129 MB, 2 części)

Amplifier - Insider 1
Amplifier - Insider 2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz