wtorek, 28 czerwca 2011

Stalker


Byłem parę dni w Szczecinie. Niejako wprosiłem się do mepooha, ale nie miał chyba nic przeciwko. A jak mepooh, to i baktrian - taki nierozłączny duet.

Chciałem zmienić trochę bodźce i feromony, bo tu u siebie na wsi w istnym babińcu siedzę, otoczony samymi kobitami. Pojechałem, żeby pobyć trochę w męskim towarzystwie, popić, pogadać no i oczywiście pofocić.

Szczeciński duet stanął na wysokości zadania, mimo kontuzji. Mepooh po wypadku samochodowym (zaliczył niedawno dachowanie), dzielnie znosił trudy wędrówki, mimo złamanego obojczyka. Baktrian kilkanaście dni temu miał operację przepukliny pachwinowej, ale - choć tradycyjnie narzekał na wszystko - szwendał się ze mną po mieście, pokazując mi miejsca, których sam bym w życiu nie znalazł, nawet z najlepszym przewodnikiem.

Ale na pierwszy ogień poszły wcale nie szczecińskie zaułki, tylko Police. Teraz słynne z tego, że produkują nawozy sztuczne dla całej Polski, jednak w czasie wojny były miejscem, gdzie wytwarzało się syntetyczne paliwa. Na obszarze kilkuset hektarów stały setki industrialnych budynków - hal, zbiorników, magazynów - które obecnie niszczeją i zarastają zielenią. Chodząc po ni to lesie, ni to parku, czułem się trochę jak Stalker w zonie. Zza wysokich brzóz nagle wyłaniał się szkielet jakiegoś wieżowca albo ogromna hala bez dachu i okien. Widok po prostu masakryczny, tak zaskakujący, że nie sposób go zapomnieć.

Bombardowane to było bezlitośnie w czasie okupacji, dlatego niemal wszystko jest dzisiaj w ruinie. Uchowały się cylindryczne zbiorniki z zajebistym echem w środku i niektóre mniejsze budynki, ale większość konstrukcji to obraz nędzy i rozpaczy. Na dachach rosną kilkunastometrowe brzozy, wszystko porasta mech i porosty. Podłogi dziurawe, trzeba uważnie patrzeć pod stopy, żeby nie wylądować piętro niżej, a piętra są konkretne, co najmniej pięciometrowe.

Czasem urządzają sobie tu zabawy paintballowcy albo wspinacze skałkowi, ale generalnie teren jest opuszczony i widać, że nikt nie kwapi się, żeby coś z nim zrobić. Jakieś szczecińskie towarzystwo historyczne urządza czasami po tych terenach wycieczki z przewodnikiem, ale to raczej śmieszne inicjatywy, które na pewno nie uratują tej zony. Za duża kasa wchodzi w grę...

Najbardziej niesamowity jest wszechobecny śpiew ptaków. Przeciskasz się między drzewami, a zewsząd otacza cię nieprzerwany trel.
- Przyroda odbiera, co swoje - skomentował krótko mepooh.

Podejrzewam, że jeszcze kilkadziesiąt lat, i to miejsce zniknie pod zielonym dywanem. Budynki się rozsypią (już teraz wiele z nich ledwo stoi), ścieżki zarosną. Szkoda, bo miejscówka jest naprawdę niesamowita, wymarzony plener do jakiegoś industrialnego horroru.

Słucham sobie teraz duńskich metalowców i w sumie ulepia się to jakoś z tymi klimatami.

Die - Rise of the Rotten, 2010, (320kbps, 83 MB)

DIE - Rise of the Rotten

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz