środa, 15 czerwca 2011

Polska


- Znowu męczysz tę Polskę? - zdziwiła się Ada, patrząc przez ramię na to, co miałem właśnie na ekranie.
No męczę... Pierwszą, czarno-białą wersję tego pomysłu, zrealizowałem parę lat temu. Zarzucano mi plagiat, ale przyznaję bez bicia, że wpadłem na niego sam, zainspirowany kształtem pewnej kałuży.

Wybrałem się kiedyś wieczorem na plażę w Łebie, z zamiarem porobienia długich czasów z ND. Nie powiem, porobiłem, ale niestety zapomniałem przestawić aparat z jpgów na RAW-y i prawie wszystkie foty wylądowały w koszu. Z tego wypadu uchowało się raptem kilka zdjęć, i to tych robionych już bez filtra.

Było to, o ile dobrze pamiętam, późną jesienią. Łeba poza sezonem naprawdę może się podobać. Na plaży nie spotkałem żywego ducha, widziałem jakichś ludzi, ale bardzo daleko - jako małe punkciki na horyzoncie. Szedłem mokrą plażą w kierunku zachodzącego słońca i w którymś momencie aż mnie zamurowało. Dostrzegłem kałużę w kształcie Polski. No może niedokładnie, ale bardzo podobną. W wyobraźni zobaczyłem już, jak to powinno wyglądać. Wiedziałem też, jak to powinienem obrobić i na samą myśl cieszyłem się z tej roboty.

Niestety, w domu okazało się, że fotki są kiepskiej jakości, lekko niedoświetlone i zaszumione. Gdybym robił RAW-y, pewnie dało by się z nich coś wycisnąć. Plułem sobie w brodę z tego powodu. Mógłbym oczywiście wrócić i zrobić tę kałużę jeszcze raz, z tym, że plaża ma to do siebie, że nigdy nie jest taka sama. Krótko mówiąc, tego bajorka już tam pewnie nie było. Dlatego znalazłem gdzieś w necie mapę Polski, obrysowałem kontury i wkleiłem na plażę. Zrobiłem odbicie chmur, dopracowałem odblaski światła i cienie. Wyszło może nie do końca tak, jak bym chciał - głównie ze względu na kiepską jakość - ale byłem zadowolony, że udało mi się doprowadzić do końca pierwotną koncepcję.

Sprzedałem jeden wydruk tego pomysłu w necie. Niestety, przy rozmiarze 30x30cm wyszła straszna chujnia, aż się obawiałem, że klientka odeśle mi pracę. Na szczęście nie zwracała takiej uwagi na jakość, była bardzo zadowolona, do tego stopnia, że za jakiś czas kupiła ode mnie kilka innych fotografii.

We mnie jednak pozostał niedosyt. Chciałem uniknąć podobnego stresu, dlatego jakiś czas temu przysiadłem ponownie do tej Polski, tym razem na bazie RAW-ów. To, co widać u góry, to już chyba siódmy wariant tej pracy. Niby wszystko gra, ale ciągle mam wrażenie, że to jeszcze nie to. Jestem na sto procent pewien, że będę próbował nadal.

* * *
Skoro tyle o tej Polsce, to aż nie wypada wrzucać tu niczego zagranicznego. Narzekanie, że u nas w kraju nie ma dobrej muzy, to typowo polski dodupizm, albo wynik zwyczajnej ignorancji. Dobrej muzy jest od chuja! Weź Kamilę Kostur. Albo Spiętego. Albo nawet Mozila. Kurde, jest Kayah - moim zdaniem artystka światowej klasy, jest Hate, Behemoth, Vader, Waglewski. Ech, wymieniać by do rana...

Ostatnio bardziej siedzę w metalowej rzeźni, dlatego wybrałem płytę wrocławskiego Lost Soul. Krążek sprzed dwóch lat, Immerse in Infinity. Że przeszedł niezauważony, to dla mnie niepojęte. Wiele zachodnich kapel nie zasługuje nawet, żeby zagrać support przed tym zespołem. Absolutna masakra. Kapitalna produkcja, bębniarz-kosmita, świetne pomysły. Jest moc, tempa w granicach dwustu (kto gra na bębnach, wie o co biega), ciosane riffy, mocne, ciężkie, zmyślnie przeplatane momentami wyciszenia i zwolnień. Słychać, że materiał jest dopracowany na maksa, przemyślany, dopieszczony w najdrobniejszych szczegółach. Mieli na to cztery lata, od poprzedniej płyty, więc nie ma się czemu dziwić.
Jedyny mankament to, moim zdaniem, nie najlepszy growl. No, ale - jak mówili w pewnym amerykańskim filmie - nikt nie jest doskonały.

Lost Soul - "Immerse in Infinity", 2009, 133MB

Lost Soul - Immerse in Infinity

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz