sobota, 30 kwietnia 2011

Klątwa z San Remo



Obiecałem Sylwii, (mającej moje nazwisko, ale nie będącej moją rodziną :-)), że napiszę coś o ostatniej Anathemie. Słuchając jej wielokrotnie, wysmażyłem ten obrazek. 

 
Według Wikipedii, anatema to słowo oznaczające klątwę. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa tym terminem określano wykluczenie osób ze społeczności wierzących. Później używano jej w odniesieniu do herezji.
 

Pamiętam Anathemę sprzed kilkunastu lat. Wtedy jakoś specjalnie mnie nie kręciła. Brakowało w niej jakiegoś elementu, który by mną szarpnął na tyle, żebym został tak wielkim fanem, jak niektórzy moi kumple. Może była zbyt ckliwa, może wokalista za mało charyzmatyczny, może produkcja nie taka, jak lubię... Nie zastanawiałem się nad tym. Znałem brzmienie, ale nie kojarzyłem poszczególnych kawałków. Z tytułami płyt to już inna sprawa - pamiętam nawet te, których nie lubię. 
 
Moja wiedza na temat Anathemy kończyła się na płycie "A Fine Day to Exit" z 2001 roku. Nie wiedziałem, że rok później nagrali "A Natural Disaster", a w 2008 "Hindsight". Teraz to wiem, a wszystko to zasługa najnowszego albumu. Trafiłem na niego przez przypadek, szukając zupełnie innej płyty. Ściągnąłem i już od pierwszych dźwięków poczułem, że kroi się coś naprawdę niezłego. Świetne, melodyjne kompozycje, klarowna produkcja, rockowy pazur - to wszystko spowodowało, że jak tylko płyta się skończyła, włączyłem ją ponownie. I tak parę razy w ciągu kilku dni.

 
Jest w tej muzyce jakiś dramat, jakieś nieokreślone pragnienie, tęsknota, którą od razu się wyczuwa i lubi. Do tego świetne operowanie nastrojem i dynamiką, przejmujące wokale i dobre partie gitar. Zwraca uwagę wysmakowane i nienachalne użycie klawiszy, które - kiedy trzeba - podkreślają klimat, kiedy indziej urozmaicają brzmienie i fakturę utworów. Słychać to szczególnie w przepięknym trzecim kawałku "Dreaming Light", który zaczyna się jak song z San Remo, po czym nagle przeradza się w poruszającą balladę ze smykami w tle i zajebistą partią gitary przeplatającą się z czystym wokalem.
 

Domyślam się, że ortodoksi, dla których Anathema to jeden z prekursorów doom metalu, wybrzydzają i kręcą nosami na taką nieoczekiwaną woltę ich zespołu. Bo brzmi miejscami jak U2, nie ma przesterowanych gitar i darcia papy, do tego same teksty o miłości. 
 
"We're Here Because We're Here" to prawdziwa kolekcja perełek. Krążek nie ma słabych momentów, sprawia wrażenie dopracowanej, zamkniętej całości, niczym koncept-album. Dla mnie jedno z milszych zaskoczeń ostatnich miesięcy. Naprawdę, kawał pięknej muzy, która prześladuje i zniewala, każąc do siebie wracać.


Anathema - We're Here Because We're Here 2010



01. Thin Air - 5:59
02. Summernight Horizon - 4:12
03. Dreaming Light - 5:47
04. Everything - 5:05
05. Angels Walk Among Us - 5:17
06. Presence - 2:58
07. A Simple Mistake - 8:14
08. Get Off Get Out - 5:01
09. Universal - 7:19
10. Hindsight - 8:10



http://megaupload.com/?d=F3RZBM98

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz